"Mój ruch oporu
Szóstego
września prezydent Gdańska Paweł Adamowicz umieścił na twitterze dość
bezradny wpis: „Stało się #MKIDN łączy od 1grudnia muzeum IIWś i Muzeum
Westerplatte, to nie jest #dobrazmiana :(”. Odpowiedziało mu kilka
kwęknięć w rodzaju „To niech zapłacą za działkę w takim razie” i to
wszystko. Protest. Nikt nie napisał (sorki, ja w końcu napisałem) „Nie
ma co biadolić tylko zapowiedzieć ponowne rozdzielenie, gdy stracą
władzę. Połączenie nazwać chwilowym.” Kropka.
PIS
okłada Polskę bejzbolem propagandy, Kukiz tańczy mu w rytm jak pajacyk
na sznurkach, a opozycja bezradnie rozkłada ręce. Za chwilę Macierewicz
każe odczytać apel „poległych w Smoleńsku” u wrót krematorium w
Auschwitz – i nie będzie żadnej mocnej reakcji, poza wyrażonym
niesmakiem na ekranach telewizji. Wkurza mnie to od wielu tygodni. Chyba
od chwili nocnego gwałtu na sejmie w wykonaniu komunisty Piotrowicza,
który nie obcyndalając się zbytnio rechotał, olewał głosy opozycji,
rozdawał klapsy, manipulował pracami, odmawiał prawa wygłaszania
zastrzeżeń, a gdy padały pytania o wyjaśnienie, mówił „Koniec dyskusji,
przechodzimy do głosowania”. Tyle. Gdy raz głosowanie wyśliznęło mu się z
rąk, uznał je za sfałszowane i wbrew prawu je powtórzył, a posłowie
opozycji karnie wzięli w nim udział. Jak te biedne owce w „Milczeniu
owiec”, które nie kwękając szły na rzeź. Nikt nie powiedział: „To, co
robicie, jest nielegalne” i nie odmówił wzięcia udziału w farsie.
Odwrotnie – wszyscy obecni ją przyklepali.
Opozycja
kwili. Nie walczy. Nie ma programu. Nie szturmuje. Ba, nawet nie ma
odpowiedzi, ani utalentowanych mówców-specjalistów od ripost, ani
wspaniałych nośnych argumentów, które popłynęłyby samodzielnie w stronę
społeczeństwa i stanowiły zasiew pod ruch oporu. Opozycja jest obijanym
workiem bokserskim, w który wali byle kto, w rękawicach lub bez, a ona
tylko dynda na sznurze i czasem się bujnie z wgniecionym nosem. Obita
wydusza z siebie niczym wągra żałosne hasło „Zasługujecie na więcej”, po
czym wyśmiana chowa je pod fartuszkiem (i słusznie, bo denne).
Walka
to jest walka, a nie pokorne przyjmowanie wszystkich ciosów i
akceptowanie fauli. To, że pisiści chcą strącić sędziów z boiska i
zmienić przepisy gry,
wymaga twardego odporu, a tu okazuje się, że tylko Nadzwyczajny Kongres
Sędziów i niezmordowani prezesi – Pani Gersdorf, Panowie Stępień, Zoll,
Safjan i Rzepliński – go okazali. Bezwzględny, mądry, taktowny, nie do
obalenia. A teraz, gdy zaczyna się ich kompromitowanie – opozycja
milczy. Żadna partia nie podjęła uchwały stającej naprzeciw szkalowaniu
sędziów. Tak, jakby losy Trybunału były zadaniem tych paru sędziów, a
nie członków opozycji i jakby nie chodziło o obronę demokracji w Polsce.
Nikt nie wydał komunikatu: „Gdy dojdziemy do władzy, odwrócimy
wszystkie nielegalnie podjęte przez PIS uchwały i ustawy, przywrócimy
godność sponiewieranym ludziom. Unieważnimy podejmowane dziś decyzje,
ich autorów postawimy przed sądem, przywrócimy prawdę i szacunek.”
W
uroczystościach rocznicy Sierpnia Szydło nie wspomina ani słowem
nazwiska Lecha Wałęsy. Dlaczego opozycja nie zorganizowała masowych
pokazów filmu „Robotnicy ‘80”, gdzie z ekranu bije prawda o przebiegu
strajku w 1980? Tam widać rolę Wałęsy, znakomite wystąpienia Andrzeja
Gwiazdy i Anny Walentynowicz, Bogdana Lisa – i nie widać Kaczyńskich, bo
ich tam nie było. Nie macie sal w miastach? Gdy zalinkowałem ten film w
internecie, obejrzało go półtora tysiąca ludzi w dwa dni, z czego
większość była zszokowana – są tak młodzi, że o jego istnieniu nie
wiedzieli. A przecież to dokument
historyczny! Dlaczego opozycja nie zawalczyła o prawdę przy pomocy tak
bezdyskusyjnego i ośmieszającego pisowskich propagandystów dowodu?
Po
premierze filmu „Smoleńsk” ministerka, która nie wie gdzie leży
Jedwabne, zapowiada, że film powinna obejrzeć młodzież szkolna. Czytaj
„należy jej wbić do głów, że był zamach i że Tusk maczał w tym palce”.
Dlaczego opozycja nie zorganizuje w całej Polsce otwartych pokazów filmu
„National Geographic” o katastrofie smoleńskiej, gdzie są pokazane dowody na jej przebieg? Dlaczego nie ustanowi Dnia Filmów Prawdy? Dyskusji nad nimi?
Przygotowywany
jest program reformy edukacji, który nie ma nóg i rąk, chwilami zahacza
o szaleństwo indoktrynacyjne, jego zapowiedzi demolują intelektualną
siłę nowego pokolenia, wszczepia się jakieś nieokreślone idee
patriotyczne, za którymi kryje się kłamstwo; tysiące nauczycieli wylecą
na bruk, ci co zostaną, nie wiedzą czego będą uczyć i pod jaką
polityczną presją. Co będzie teraz lekturą obowiązkową w szkołach?
Książki Wildsteina? Czym będzie Okrągły Stół? Stołem zdrady? Dlaczego
opozycja miauczy i biernie się przygląda skutkom tej mentalnej dintojry?
Dlaczego jedynie odwarkuje, że "to jest nieprzygotowane"? Dlaczego nie
podejmuje uchwały i deklaracji w brzmieniu: „Gdy dojdziemy do władzy
przywrócimy z powrotem właściwy system edukacyjny, a ten narzucany dziś
siłą chory eksperyment zlikwidujemy na pewno. Damy szansę młodzieży, by
dołączyła szybko do reszty świata”
KOD był
nadzieją wielu ludzi. Wędruje ulicami coraz mniejszymi grupami, niekiedy
w niejasnym celu, dla samego protestu bez tytułu, ktoś przemawia na
placach o konieczności obrony demokracji, chwilami wydaje się, że ruch
KOD jest coraz bardziej wątły, a na pewno nie ma żadnej projekcji na
przyszłość. Obrona demokracji to dość ogólne hasło. Dla niektórych
aktywność w tym względzie sprowadza się do klikania lajków w internecie,
dla innych zaledwie do czytania tam treści, śmielsi coś wystukają na
twitterze. Tyle. Kiedy ma miejsce protest w Teatrze Polskim we Wrocławiu,
gdzie zachodzi podejrzenie poważnego naruszenia zasad demokracji – nie
słychać, żeby zjawił się tam obserwator KOD, który by przyjrzał się
protestowi, zbadał atmosferę, przekazywał obiektywne raporty reszcie
społeczeństwa i ewentualnie zaapelował do centrali KOD o wsparcie. Żeby
aktorzy wiedzieli, że mają to wsparcie, żeby społeczeństwo wiedziało, że
KOD wykonuje pracę na jego rzecz. Że w ramach obrony demokracji broni
praw pracowniczych i twórczych innych ludzi, a nie jedynie zaprasza ich
na kolejne manifestacje. Kiedy powstał praojciec KOD-u, KOR (Komitet
Obrony Robotników), jego wysłannicy jeździli na procesy protestujących
robotników Radomia i Ursusa, obserwowali je, zdawali stamtąd relacje
(ryzykując aresztowania), na tej podstawie wysyłano znakomitych
adwokatów-społeczników, zbierano fundusze na zapomogi dla rodzin ludzi
osadzonych w więzieniach. Tak zaczynał Ludwik Dorn,
świeżo upieczony długowłosy maturzysta czy 25-letni instruktor
harcerstwa Andrzej Celiński. Wydawano biuletyny o prześladowaniach,
ludzie je sobie przekazywali z rąk do rąk. Nawet dziś chętnie bym dostał
zadrukowaną kartkę papieru z opisami tego, co się w Polsce złego dzieje
i co KOD dobrego robi, internet jest zbyt rozproszony, a na dodatek
natychmiast jest kontrowany zniewagami, zarzutami o kłamstwo. Papier to
papier. Dziś jedynie frunie komunikat „Spotykamy się pod siedzibą
Trybunału w niedzielę” - to wszystko. To nie jest praca u podstaw. Nie
tak ją sobie wyobrażałem. Nie chodzę na marsze KOD.
Podczas
spotkania z młodymi ludźmi KOD zachęcałem ich do stworzenia występu
parateatralnego, który by całą Polskę rzucił na kolana. Jak kiedyś
Kaczmarski czy Kleyff i jak dziś ruch „Black Live Matters” (Czarne Życie
Ma Znaczenie). Jęknęli z podziwu (pokazałem im jak protestuje młodzież w
USA) i. wymiękli. Nie oddzwonili, woleli stanąć obok Mateusza na
manifestacji i pomachać chorągiewką. Tak wygląda ich praca od postaw.
Włożyć nieco trudu, stworzyć wiersz, pieśń, pantomimę, zgrabne hasło,
wybębnić je i zaśpiewać je tak, by wzbudzić podziw milionów innych
młodych Polaków - to wszystsko okazało się za trudne. Instruktorów w ich
otoczeniu zabrakło. A to jest właśnie praca u podstaw. A wyzwanie dla
młodych - postawienie nowej sceny na manifie i pokazanie jak walczy
Generacja Y.
KOR i jego otoczenie stworzyło
tzw. Latający Uniwersytet, a potem Towarzystwo Kursów Naukowych,
przenoszone z mieszkania do mieszkania wykłady z rożnych dziedzin,
spotkania z autorytetami na tematy merytoryczne; coś, co w jakimś sensie
i ogromnej skali powtórzyłem jako Akademia Sztuk Przepięknych na
Przystanku Woodstock. Na wykłady ASP przybywają tysiące – tak są
spragnieni prawdy i wymiany myśli. Swoje niby „ASP” miał PIS w postaci
Klubu Ronina, gdzie brednie i jad gromadziły tysiące ludzi – i tak
tworzyły się kręgi aktywistów tej partii. Gdzie mają się spotkać
dzisiejsi zagubieni? Nikt się nimi nie interesuje. Kto ich poprowadzi?
Tych, co się nie godzą na PISowską ideologię kłamstwa, poszukiwaczy
prawdy i sprzeczności? Przywódców stada nie ma. Ani wykładowców, ani
miejsca, choć tyle kawiarni powstało. Mógłbym tak klepać bez końca, ale
nie chodzi o to, bym tu wrzucił katalog bezczynności – chodzi o to, by
partie polityczne i ruchy protestu skumały, że klepanie treści w
internecie to nie jest ruch oporu. Polityka i służba narodowi to nie
jest udzielanie wywiadów. Udział w programie Olejnik czy Lisa to nie
jest aktywność polityczna i działalność społeczna. Aktywność polityczna
Kuronia zgodna była z jego hasłem „stawiajmy własne komitety”, wraz z
przyjaciółmi tworzył świetnie zorganizowaną siatkę pomocy wszelkiej (był
harcerzem, może tu tkwi przyczyna?), prawnej, informacyjnej,
finansowej, organizacyjnej. Z tą wiedzą wspierali ludzi doraźnie,
edukowali młodych robotników, którzy potem stanęli na czele strajków, a
kiedy trzeba było zjechali do Stoczni Gdańskiej doradcy z kręgu KOR i
świata nauki, tytani wiedzy – to oni uczynili protest robotników jednym
najbardziej efektownych i efektywnych wydarzeń w historii ruchów oporu
XX wieku.
Dziś w Polsce indoktrynacja
ruszyła pełną parą. Żadna z grup opozycyjnych nie ma swoich oddziałów
szybkiego reagowania. Od kilku miesięcy jesteśmy pojeni nową historią
Polski. To takie zjawisko, jak przy oraniu ciężkimi pługami płytkiej
gleby, gdzie pozostałości upraw, korzenie, resztki łodyg i rżyska po
wywróceniu znajdują się pół metra pod ziemią, zmieszane z gliną i
przestają być naturalnym nawozem. Tak powstaje ugór. Jeśli się go nie
obsieje choćby łubinem, nic z tej ziemi nie zostanie i nic na niej nie
urośnie. A chętnych do orki i siania nie ma. Kreacji - zero. Trwa
ślizganie się od studia do studia. Opozycja jest chętna do zebrania
plonów, ale nie do pracy od podstaw.
Zbigniew Hołdys"
Opozycji w Polsce nie ma są leniwe kutasy , oglądające się na innych. O KOD-zie nie wspomnę, bo to zwykłe lemingi przyklejone do alimenciarza w wyświechtanej marynarce, których gówno obchodzą sprawy zwykłego Kowalskiego.
Pozdrawiam z UK, dobrze że wróciłaś, Atkabe. Jestem tutaj czasowo. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWędrowczyk.