wtorek, 28 października 2014

Co w trawie piszczy

W trawie katolskiej oczywiście piszczy, że aż "miło". Wstrętny spuchlacz Dydycz ubolewa, że oto "Kościół jest atakowany również za to, że jego przedstawiciele nie są donosicielami i nie przekazują informacji na temat pedofilii do odpowiednich instancji".
Dydyczowi musi, że się ta pedofilia bardzo podoba, być może ma coś za uszami w tej sprawie , że tak bardzo broni zwyrodnialców, którzy zaspakajają swoje seksualne potrzeby z dziećmi. Obrzydliwość tej wypowiedzi jest wręcz nie do przyjęcia przez normalnych ludzi, jest jak mniemam do przyjęcia przez katolików, ale ....
Katolicy( nie wszyscy, ale większość w naszym kraju)  to taki odłam ludzi, którzy łykają wszelkie kłamstwa i herezje głoszone przez sukienkowych.
Bp Tadeusz Pikus [biskup drohiczyński] zaś nie tylko uważa, ale i głośno mówi, że kobiety nie mają prawa do antykoncepcji, aborcji  ani in vitro. Jak mniemam kobiety w katolandzie mają prawo do rodzenia dzieci , wszystkich dzieci, upośledzonych, nieuleczalnie chorych, poczętych w wyniku gwałtu. A te bezpłodne, no cóż, bóg tak chciał i fenito.
 Hoser natomiast uświadomił swoje owieczki, że Dowodem miłości jest nie tylko sam akt małżeński, ale także wstrzymanie się od tego aktu.

Komponent męski w małżeństwie nam tu umyka. Okresowa wstrzemięźliwość funkcjonuje, bez niej nie można żyć.

Bez niej dążylibyśmy do animalizacji życia. Bez okresowej wstrzemięźliwości nie będzie wierności.

Inaczej mówiąc, seks małżeński tylko dla prokreacji!

Gądecki, zauważył , że kościół nie może się otworzyć na związki jednopłciowe, bo   małżeństwo sakramentalne w żaden sposób nie stanowi równoważni dla związku osób jednopłciowych. Dzieci w tych związkach jednopłciowych, są kochane,  mają lepsze warunki życia, ale nie ma tego zasadniczego momentu, który jest w normalnej rodzinie ojca i matki – mianowicie komplementarności w wychowaniu od strony macierzyńskiej i ojcowskiej.

Co to znaczy? Czy ktoś mógłby mi to przetłumaczyć na nasz język.

Caritas w Katowicach oznajmił , że jest goły i wesoły, nie ma pieniędzy aby pomóc poszkodowanym w pożarze kamienicy. Szczerze , nie wierzę w te objawienia, bo klechy zawsze mają kasę, ale na swoje potrzeby, a nie na potrzeby owieczek to raz, dwa, jeżeli byłoby to prawdą, to oznaczałoby , że luzie mądrzeją i klechom nie dają.   

Czasami , aby sobie umilić dzień, wchodzę na Frondę, czytając te wypociny, rże ze śmiechu. Bo czy coś takiego jak to nie wzbudza w was śmiechu?

"
Mam 59 lat. W latach siedemdziesiątych ub. wieku nieświadomie zacząłem igrać z ogniem przez zaangażowanie się w praktyki okultystyczne. Byłem wówczas człowiekiem „wierzącym” i „praktykującym”: dwa razy w roku chodziłem do spowiedzi i Komunii św., nie znałem Pisma św., nie żyłem zgodnie z Ewangelią. Byłem katolikiem nijakim i niebezpiecznym, bo dawałem innym zły przykład. Nie wiedziałem, że trzymanie w domu różnych posążków, talizmanów, kart tarota, książek uzdrowicieli, czasopism pornograficznych jest grzechem, że Bóg naprawdę troszczy się o mnie i zależy Mu na mnie i moim szczęściu.
Kiedy miałem 23 lata, poznałem dziewczynę. Była niepraktykująca, a jej matka była rozwódką, systematycznie korzystającą z usług tarocistki. Nie wiedziałem wtedy, że grzech rodziców, szczególnie grzech bałwochwalstwa, często przenosi się na dzieci. Wzięliśmy ślub i mieszkaliśmy pod jednym dachem z teściową. Urodziło nam się dwoje kochanych dzieci, jednak po pięciu latach małżeństwa żona stwierdziła, że kocha innego i że między nami wszystko skończone. Wziąłem walizkę i wyprowadziłem się. Przeżyłem załamanie nerwowe, uciekałem w alkohol i leki. Nie chciałem pić, a musiałem; chciałem się zapić na śmierć – nie mogłem…
 
W 1991 r. w audycji radiowej usłyszałem ogłoszenie: „Joga, relaks, dobre samopoczucie. Zajęcia pod wskazanym adresem”. Po mniej więcej trzech miesiącach uczestnictwa w zajęciach relaksu, medytacji wschodnich, ćwiczeń jogi czułem się znacznie lepiej. Nauczyciel był bardzo miły; podarował mi nawet koszulkę, która mi się bardzo podobała, czym zdobył sobie moje bezgraniczne zaufanie. Byłem nieświadomy tego zła, na zewnątrz ładnie wyglądającego i dającego pozytywne efekty (przestałem pić i palić), brnąłem więc dalej w to bagno. Dużo medytowałem. Po wyjeździe na szkolenie do Holandii sam zacząłem prowadzić zajęcia z relaksu i dopiero wtedy odkryłem, dlaczego jest on taki skuteczny. Otóż prowadzący wykonuje mantrę, która naprawdę otwiera człowieka na działanie złego ducha. Celem tych zajęć jest „oświecenie” – stan równy Bogu (100% pychy!).
 
Bywały okresy w moim życiu, że chciałem się z tego wycofać, bo zaczynałem widzieć zło, jakie się pod tym wszystkim kryje, jednak nie potrafiłem, gdyż działa to gorzej niż nałóg. Dopiero w 2002 r. modlitwa mojej mamy została wysłuchana. Był taki moment, kiedy na oczach guru ukląkłem i poprosiłem Boga: „Boże, powiedz, co tu jest grane, gdzie ja jestem?”. Pan zlitował się nade mną i otrzymałem światło dla umysłu. Dotarło do mnie, że to jest sekta, że guru kieruje naszymi umysłami i że jesteśmy ubezwłasnowolnieni. Moja decyzja była natychmiastowa: muszę stąd uciekać! Wówczas prysnął mit dobrego samopoczucia, a zaczął się horror. Szatan zabrał mi siły, energię i chęć do życia. Zostałem bez pieniędzy i jakiego­kolwiek dowodu tożsamości. Te dziesięć lat w sekcie, setki godzin medytacji o różnych bóstwach i mocach szatańskich, studia sufizmu, buddyzmu i tarota dały szatanowi przystęp do mojej duszy. Miało być oświecenie, a skończyło się ruiną duchową, psychiczną, fizyczną i materialną…
 
Po spowiedzi odbytej w krakowskich Łagiewnikach, w sanktuarium Bożego Miłosierdzia, przez pół roku walczyłem sam ze sobą, żeby móc wejść do kościoła i normalnie się modlić, szczególnie na różańcu, który jest bronią atomową przeciwko szatanowi. Dziś wiem, że byłem wtedy głęboko w piekle i że dopiero po moim nawróceniu zaczął się proces mojego oczyszczania i przywracania do życia w Chrystusie. Wyrzuciłem wszystkie posążki Buddy, wszystkie tzw. talizmany szczęścia, a książki innych religii i sekt spaliłem. Przestałem też kupować kolorowe śmieci z horoskopami i pornografią. Trafiłem do Odnowy w Duchu Świętym, gdzie kapłani i animatorzy modlili się nade mną. Pan Jezus na modlitwie pokazał mi moje zranienia: od dziecka byłem przeklinany, a więc duchowo poraniony. Poświęcone zostało również moje mieszkanie, w którym działy się różne dziwne rzeczy, tak że nie mogłem w nim spać. Jezus Chrystus podczas Eucharystii, adoracji Najświętszego Sakramentu dawał mi nieskończenie więcej wszystkiego, niż szatan zabierał. Doświadczałem też, czytając codziennie Pismo św., że słowo Boże jest żywe i zawsze aktualne. Zacząłem poznawać naukę Chrystusa, czytałem wiele religijnych książek i nastąpiła we mnie przemiana. Jest to proces wymagający czasu i konsekwencji. Ale nareszcie zaczynam budować swoje życie na Skale. Na pierwszym miejscu w moim życiu jest teraz Pan Bóg, a nie jakieś bożki.
 
Wszystkim ludziom poranionym przez grzech proponuję cierpliwość i systematyczność w życiu duchowym. Ja odrodziłem się fizycznie, psychicznie i duchowo – trochę jak św. Augustyn. Skoro więc on został wielkim świętym, to i ja – stary grzesznik – też chcę zostać wielkim świętym! I Wy też bądźcie wielkimi świętymi!"
Wiesław

Niestety tacy pojebani ludzie są wśród nas i nic się na to nie poradzi.


7 komentarzy:

  1. Anonimowy pisze...
    Nie bardzo rozumiem... miałaś już nie podejmować takich tematów... A może źle zrozumiałem. Moja rada po powrocie z zagranicy i pewno przed kolejnym, dłuższym wypadem: Atkabe Droga, wszędzie są ludzie, którzy mają poukładane w głowie i debile. Tak jest wszędzie, nic nie poradzisz. Widocznie tak musi być.
    Z innej beczki: Flaszka ciężko chory na nowotwór (chyba trzustki z racji wychlania oceanu wódy) prosi o modlitwę.
    I tu pytanie: skoro nam wciska bajeczkę, że "po drugiej stronie" jest cacy cacy, to po cholerę prosi o modlitwę? Po cholerę leczy się? Przecież jak kopnie w kalendarz, to będzie "u Bozi"! A może dlatego, że "tam" najpewniej nic nie ma, a bajeczki wciska ciemniakom.
    Obłudny Głódź! A na odstawienie wódy kapkę za późno! Na takich jak on mówi się wprost: chlejec!
    Wędrowczyk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam serdecznie , jak tam zagranica??
      Niby miało nie być o klechach, ale sami się podkładają . Poza tym wszystkie aspekty życia w naszym uroczym kraju kręcą się wokół klech , trochę trudno tego tematu uniknąć.

      Usuń
    2. Anonimowy17:56:00

      Szwajcaria: kraj tolerancyjny, wielokulturowy, gdzie czas płynie wolniej ,gdzie obcy ludzie mówią Ci cześć, gdzie nikt nie goni ani gnoi. Trochę brakowało mi kumpli, bo byłem tam sam, ale parę dni w PL sprawiło, że za wyjazdem tęsknię:/
      Pozdrawiam
      Wędrowczyk
      PS. Bylebyś znowu nie straciła nerwów.

      Usuń
  2. Republikanka02:47:00

    Witaj Atkabe.
    No to ja mam przechlapane: joga, aikido, medytacje, kolekcja plyt Behemotha, do tego rozne posazki buddy i nawet "Bog urojony" Dawkinsa na polce obok ksiazki o magii ;) Ale wole to niz byc smutnym zastraszonym katolikiem szukajacym winy i grzechu w kazdym i zawsze.
    Pozdrawiam
    PS: ten tekst o "donosicielach" sprawil, ze opadly mi witki!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przechlapane to mało powiedziane, Ty idziesz prosto z butami do piekła moja droga i nie ma przebacz :))
      Posążki, Behemothy, jagi, medytacje, wow, tragedia.

      Usuń
  3. Przerażajace studium obłędu religijnego - ten człowiek powinien być leczony w psychuszce. Ja mu współczuję. Jakim słabym trzeba być człowiekiem, by ulec wpływom czarnych szamanów!
    A tak już BTW, to natrafiłem w Necie na wierszyk:

    Lepiej na Dworcu Centralnym
    lepić z kupy klocki lego,
    niż w wyborach poprzeć partię
    Jarosława Kaczyńskiego!

    OdpowiedzUsuń
  4. Obeliks15:09:00

    Atkabe
    Ja kiedys pokropilem Republikanke woda swiecona i dostala poparzen drugiego stopnia :)
    A tak w ogole to my jeszcze lubi bardzo Haloween i nawet chodzimy do Haunted Houses...
    Nam to juz nawet sam papiez nie pomoze...

    OdpowiedzUsuń

Liczę na wyważone komentarze , na temat , nie ad personam. Chamskie, obraźliwe wypociny nie będą publikowane.