Tak więc 6 września pójdziemy zagłosować w referendum. Bodajże 3 w historii 3 RP. W tym kraju rządy boja się referendum, bo a nuż wyjdzie nie po ich myśli, a przecież referenda w demokracji to chleb powszedni. Szkoda, że nie będzie tam punktu , który mówi o finansowaniu kościoła z kieszeni wiernego. No , ale na to jeszcze nie czas w tym kraju, tu wciąż straszą ekskomuniką i mitami o diabłach. 
Dzisiaj posilę się dwoma wypowiedziami pierwsza
Tutaj.
Oto druga.
"
 1. Polityka ma nieduży wpływ na to, co się dzieje w Polsce.
 
Obietnice wyborcze nie mają sensu innego niż emocjonalny, ponieważ od 
spełnienia albo niespełnienia obietnic wyborczych prawie nic w Polsce 
się nie zmieni.
 Wielu ludzi już sobie uświadomiło to, że w 
polskim ustroju prezydent właściwie nic nie może, oprócz wkładania 
rządowi kija w szprychy za pomocą weta, i obietnice kandydatów są bez 
żadnego znaczenia.
 Ale mało kto myśli o tym, jak mało w Polsce zależy także od tego, co robi rząd.
 2. Na przykład rząd nie ma dużego wpływu na poziom bezrobocia. Rząd nie
 jest pracodawcą. Podstawowym pracodawcą w każdym kraju jest sektor 
prywatny, a jemu żaden rząd nie może nakazać zatrudniania kogokolwiek. 
Ulgi za pierwszą pracę albo za zatrudnianie absolwentów szkół są tylko 
mydleniem oczu rozgorączkowanemu elektoratowi.
 3. Rząd ma zerowy 
wpływ na poziom pensji w kraju. Od podwyższania ustawowej płacy 
minimalnej poziom płac w całości gospodarki nie rośnie. Poziom pensji 
wyznacza olbrzymi i nie dający się kontrolować rynek zatrudnienia. 
Poziom pensji jest to w przypadku każdego zajęcia najniższa kwota, za 
jaką ktokolwiek jeszcze zgłosi się do pracy. Rodzaj negatywnej 
licytacji. Kto myśli, że będzie inaczej, umacnia się w iluzji.
 4.
 Umowy śmieciowe nie istnieją dlatego, że rząd ich nie zabronił, a 
Inspekcja Pracy nie szaleje po firmach z kontrolami i karami dla 
przedsiębiorców. Umowy śmieciowe istnieją dlatego, że setki tysięcy 
pracowników wolą dostać dzisiaj wyższą pensję bez ZUS-u niż zgodzić się 
na pensję niższą, a za to mieć gwarancje praw emerytalnych na starość. 
Ponieważ wszyscy ludzie na całym świecie wolą mieć dwa cukierki dziś niż
 jeden dzisiaj i dwa za czterdzieści lat.
 5. Żaden rząd nie jest 
odpowiedzialny za emigrację zarobkową, za te sławne dwa miliony, które 
wyjechały z kraju na budowy i zlewozmywaki w zachodniej Europie. Powodem
 nie jest rządowa polityka, tylko otwarcie granic i rynków pracy po 
naszym wejściu do Unii.
 Płace na Zachodzie są i będą przez 
dziesięciolecia wyższe niż u nas, ponieważ tamtejsze gospodarki są i 
będą produktywniejsze od naszej. Bo nie mieli w dawnych wiekach 
pańszczyzny, bo mieli prosperujące mieszczaństwo już w XIV wieku, bo nie
 mieli rozbiorów, powstań, potwornych zniszczeń wojennych i nie mieli 
Stalina i rozpieprzenia w pył całej ciągłości życia politycznego i 
biznesowego.
 Dwa miliony ludzi znowu wolały cukierki dziś. Bez 
myśli o tym, że owszem, dostaną tam pięć razy wyższą pensję, ale nie 
jako socjologowie albo kulturoznawcy, tylko jako podrzędni imigranccy 
pracownicy fizyczni, dla których awans zawodowy będzie w większości 
zamknięty. Bez myśli o tym, że w Anglii, Norwegii albo Niemczech ich 
dzieci nigdy nie zostaną przyjęte przez miejscowych jak swoi.
 
Czytam dziesiątki tych narzekań, że "teraz to już tylko wyjechać z tego 
kraju". Wypierdalajcie, good luck. Żaden rząd, żaden Kukiz ani żaden 
kolejny papież Polak nie zamknie przepaści płac pomiędzy nami a 
Zachodem. Ona się stopniowo i powoli zmniejsza, ale apetyt kolejnych 
pokoleń, które nie liznęły już komuny, jest nieograniczony i, jak to 
zawsze z młodymi, niecierpliwy. Wszystko ma być już, teraz.
 Nie będzie.
 6. Żaden rząd nie skłoni Polek do tego, żeby rodzić więcej dzieci. Homo
 sapiens najintensywniej rozmnaża się w biedzie. Porównajcie sobie syty 
Zachód z biedną Afryką albo Indiami czy Bangladeszem. Albo porównajcie 
sobie nasz polski margines społeczny, wielodzietny, z odłączonym prądem,
 umorusany i pijany, z naszą półbezdzietną klasą średnią zajętą 
zarabianiem na kredyty we frankach. Po prostu ludzie nie są 
przystosowani przez ewolucję do sytości. To się przez dziesiątki 
milionów lat po prostu nie zdarzało w przyrodzie.
 Od liczby 
żłobków czy przedszkoli zależy ułamek procenta po przecinku w przyroście
 naturalnym, sukcesy w dzietności we Francji biorą się głównie z tego, 
że nie wolno tam rozbijać statystyk na białych, czarnych i śniadych. 
Trendu demograficznego nie zmienimy i tak.
 7. Żaden rząd nie 
poprawi bilansu demograficznego poprzez politykę imigracyjną. 
Notorycznie powracające hasło, że trzeba wpuścić więcej imigrantów, bo 
"kto będzie płacił ZUS na nasze emerytury", jest kolejną iluzją, bo czy 
"panie sprzątające" z Ukrainy płacą u nas ZUS? W żadnym kraju imigranci 
nie płacą masowo składek na ubezpieczenia społeczne. Wykonują, często na
 czarno, najcięższe i najgorzej płatne prace, których miejscowi nie chcą
 się już podejmować.
 8. Oczekiwania, że należy wyżej opodatkować 
bogatych, a obniżyć podatki biednym, też pójdą w próżnię. W Polsce tylko
 jeden (JEDEN) procent pracujących wpada w 32-procentową stawkę PIT-u, 
czyli zarabia powyżej siedmiu tysięcy miesięcznie. Jesteśmy po prostu 
ciągle dosyć biednym krajem i bogatych jest u nas za mało, żeby można 
było zdzierając z nich sfinansować państwo.
 9. Oczekiwania, że 
państwo powinno zapewnić każdemu takie wykształcenie, żeby znalazł dobrą
 pracę, są kolejnymi złudzeniami. To nie państwo powołuje kolejne 
wydziały i instytuty na uczelniach. Robią to same uczelnie 
zainteresowane tym, żeby ich kadra miała na czym zarobić. (Dziwicie 
się?). Uczelnie mają losy absolwentów w dupie, ponieważ nikt im nie 
płaci za losy absolwentów. A naprawdę to, że maturzyści idą tysiącami na
 jakieś kulturoznawstwo albo psychologię, i to jeszcze często w jakichś 
Wyższych Szkołach Nieznanego Pochodzenia, to jest sprawa maturzystów i 
ich rodziców. Państwo nie ma żadnego wpływu na ich decyzje.
 10. 
Większość Polaków uważa, że na wszystko by u nas starczyło, gdyby 
urzędnicy nie kradli. Urzędników jest u nas czterystakilkadziesiąt 
tysięcy, a emerytów i podopiecznych darmowej służby zdrowia są u nas 
dziesiątki milionów. Nawet gdyby wszystkim urzędnikom zabrać całe pensje
 i wszystkie łapówki, dla statystycznego Polaka zostałoby z tego może po
 pięć dych na łebka.
11. Hasło, że partie polityczne są pasożytami wysysającymi państwo i 
że "chodzi im tylko o to, żeby swoich ludzi wepchnąć na stanowiska, a 
uczciwym ludziom zablokować szanse na pracę", też uważam za objaw małej 
świadomości tego, czym jest polityka w demokracji. Naprawdę uważacie, że
 politykę da się uprawiać z zamiłowania, po godzinach, w weekendy? 
Naprawdę uważacie, że kampanie wyborcze i cały marketing polityczny, ten
 obłąkany młyn z partyjnymi gośćmi wirujący we wszystkich radiach i 
telewizjach od śniadania do nocy, da się obsłużyć na ćwiartkę etatu, pro
 bono?
 Przecież te partie muszą jakoś wynagradzać swoich 
pracowników, bo inaczej nikt nie chciałby pracować na wygranie 
jakichkolwiek wyborów, ani lokalnych, ani ogólnokrajowych. Jest 
oczywiste, że nagrodami są te wszystkie spółki komunalne, instytucje 
obsadzane przez marszałków sejmików i legendarne spółki skarbu państwa. 
Oczekiwanie, że ktokolwiek to zmieni, jest naiwne. Tak jest na całym 
świecie, na całym świecie ludzie tego nie lubią, na całym świecie nic 
się w tej dziedzinie nie zmieni.
 12. A najbardziej wkurwiają mnie
 ludzie, którzy domagają się, żeby w polityce udzielali się ludzie, 
którzy "chcą działać dla dobra wspólnego". 
 Pułkownik Anatol 
Fejgin po ciężkiej pracy na przesłuchaniach w stalinowskiej Informacji 
Wojskowej tłumaczył po godzinach, anonimowo i bezpłatnie, dzieła zebrane
 Włodzimierza Iljicza Lenina. Opowiadał mi o tym dwadzieścia lat temu w 
skromnym, niedużym mieszkaniu na Filtrowej. Siwy 
osiemdziesięciopięcioletni staruszek. Szczupły, ascetyczny dziadzio.
 Wtedy pierwszy raz pomyślałem, że najgorsi są idealiści.
 Naprawdę wolę cyników od altruistów. Ci pierwsi przynajmniej wiedzą, że
 działają tylko we własnym interesie. Ci drudzy też pilnują własnych 
korzyści, bo każdy pilnuje, ale nie są tego świadomi i karmią siebie i 
innych słodką konfiturą iluzji.
 "Praca dla Polski" ma sens, z tym że Polska to nie to, co państwowe. Na 
Polskę składa się nie ten czy inny rząd, nie te albo inne partie, nie 
urzędnicy. Polska jest ogromnym bytem, na który składamy się my wszyscy,
 cała sieć rozmaitych społeczności i wspólnot. Polska to puzzle z 
trzydziestu milionów kawałków. Proponuję na politykę patrzeć trzeźwo i chłodno. Liczyć, pilnować 
swojego interesu. Bez oczekiwań, których polityka spełnić nie może."
 
Doskonale teksty, oba. Szczególnie ten drugi powinien być obowiązkowo czytany przez każdego wyborcę. Niestety świadomych i myślących ludzi jest mniejszość (myślenie samodzielne "boli"). A lud... ciemny jest jak tabaka w rogu i "kupi" każda obietnice.
OdpowiedzUsuń